Włączyłem
cicho muzykę tak, by nie przeszkadzała Majce. Droga do kina nie była
daleka. Również nie przytrafiło nam się stanie w korku. Nienawidziłem
tego. Po upływie 30 minut wracałem z dzieckiem do domu. Będąc w domu
zauważyłem, że moi rodzice już nie spali i pili w kuchni kawę lecząc
kaca. Pewnie znowu poszli do znajomych. Zawsze tak wyglądali wracając od
nich.
Nakarmiłem Majkę i usiadłem w salonie włączając
telewizor. Przeskakując z kanału na kanał trafiłem na program o modzie i
modelingu. W pewnej chwili na ekranie pojawiło się zdjęcie Marcina.
Ledwie powstrzymałem się przed wybuchnięciem śmiechem. Wolałem obejrzeć
jakiś mecz więc wróciłem na kanał sportowy. Akurat leciało studio
sportowe.
Po piętnastej jeszcze raz nakarmiłem Majkę,
spakowałem jej kilka rzeczy i byłem gotowy do wyjścia. Powiedziałem
rodzicom, że nie wiem o której wrócę więc nie będę robił za taksówkarza
Blanki.
Chwilę później byłem w drodze do kawiarni. Cieszyłem
się na myśl o spotkaniu z przyjaciółmi, bo powoli zaczynałem wariować
pomiędzy jedną butelką mleka, kolejnym karmieniem a zmienianiem
pieluchy. Wchodząc do naszego ulubionego lokalu zauważyłem Amandę,
Marcina, Maksa, jego dziewczynę i jakąś obcą blondynkę. Przywitałem się z
każdym, a Amanda powiedziała:
- To moja kuzynka, Gosia - wskazała na blondynkę. - Gośka, to Kuba. A to moje mysiu-pysiu Maja.
Przywitałem się z dziewczyną podając jej rękę. Amanda od razu dorwała
się do mojego dziecka wyciągając ją z nosidełka i tuląc. Zamówiłem sobie
kawę i tort czekoladowy. Jak to określała moja mama “Jestem uzależniony
od słodyczy”.
Wkręciłem się w rozmowę z moimi przyjaciółmi
oraz z Gosią. Co chwilę mimowolnie na nią zerkałem. Była naprawdę
śliczna. I miała słodki śmiech. I ładne oczy. Boże! Ja mam dziecko!
W pewnej chwili zadzwonił jej telefon. Wyjęła białe Blackberry i wstała
przepraszając nas. Odeszła na bok, by porozmawiać. Po kilku minutach
wróciła i powiedziała:
- Przepraszam, ale ja już muszę spadać. Miło było poznać - uśmiechnęła się. Jezu.
No kurde tylko nie to! Odwzajemniłem uśmiech i powiedziałem:
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Ja też. Pa. pa, maluszku - pożegnała się z Majką i wyszła.
My dokończyliśmy jeść i postanowiliśmy iść na spacer.
- Daj mi, daj mi, daj mi - Amanda odepchnęła mnie zabierając mi wózek.
Ona zawsze była ‘postrzelona’. Potrafiła każdego podnieść na duchu, a
także każdego rozśmieszyć. Wyglądała jak chochlik. Miała długie ciemne
włosy, które zawsze były w lekkim nieładzie i duże, ładne oczy. Jej
cechą charakterystyczną były zawsze wysokie szpilki na nogach. I to
nieważne czy śnieg, deszcz czy słońce. Amanda zawsze miała szpilki.
Miała ich setki. Ja nie wiem gdzie ona je trzyma. Jak ona w ogóle może
chodzić w tych butach?! Ja chyba dawno złamałbym nogę. Ale nie Amanda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz